Reprezentacja naszego teamu zdecydowała się pokonać 700 km i stawić się na najlepszej szosowej imprezie dla amatorów i kibicować "prosom" w TDP. Bukowina przywitała nas piękna pogodą i w piątek udało się zaliczyć kilka ścianek ze słynnym Gliczarowem na deser. Niestety sobota aura była zgoła odmienna, a to był dopiero początek kumulacji pogodowych nieszczęść. W strugach deszczu udało się nam dopingować "profikom" podczas etapu Wieliczka - Zakopane. Niedziela - dzień zawodów od samego rana lało z nieba wiadrami. Ulice zamieniły się w potoki, na asfaltach Bukowiny pojawiło się błoto, kamienie i piasek. Warunki raczej na maraton MTB, nie na cienkie szosowe oponki.
Na start zdecydował się Tomek na rowerze MTB. Początek wyścigu to przejazd do Poronina, z którego rozpoczyna się start ostry. Wszyscy zawodnicy przemoczeni na maksa, w butach chlupią litry wody, ręce zmarznięte. Na szczęście pierwszy podjazd pod Ząb rozgrzewa każdego. Niektórzy nie wytrzymują i prowadzą rowery brodząc w wodospadach płynących po asfalcie. Cała trasa płynie. Na zjazdach nie wiadomo, czy lepiej mieć okulary, czy nie, bo czy z okularami, czy bez widoczność nienajlepsza. W Gliczarowie Dolnym miejscowy zgarnia łopatą kamienie, które naniosła woda z pobocza na asfalt. Wreszcie finisz i podjazd do Bukowiny. Walcząc z pogodą i rywalami Tomek zajął miejsce w środku stawki.
Po wyścigu amatorów przyszedł czas na zawodowców. Ulewa i fatalne warunki na trasie spowodowały, że po przejechaniu 1 z pięciu pętli organizatorzy odwołali wyścig. I tak przygoda TdP skończyła się w poniedziałek, gdy część naszej ekipy wybrała się na Słowację pojeździć w normalnych warunkach pogodowych.