Sierpień 2013 - wtedy to znalazłem w necie informację o wjeździe na Śnieżkę i od razu postanowiłem, że za rok będę jednym z uczestników tej imprezy. Po analizie wyników pierwszego i ostatniego zawodnika postanowiłem, że jeśli wjadę w czasie pomiędzy 1,5 a 2 godziny to będzie super. 8 marca 2014 o godzinie 21.00 rozpoczęły się zapisy do Uphill Race Śnieżka 2014. 15 minut i lista była pełna, a wśród uczestników ja Emotikon smile Nie wiedziałem jeszcze ile sił będzie mnie kosztował ten nietypowy wyścig. Około 14 km i prawie cały czas pod górę.
No i nadszedł 9 sierpnia 2014. Na starcie stanęło ponad 350 zawodników, obok mnie kolarz z teamu BIKEHEAD z napisem na koszulce "ride or die". Pomyślałem - obym cały czas "ride" a nie "die" po kilku kilometrach Emotikon smile
Minuta do startu, pełna koncentracja, Aga robi fotki, a ja patrzę na pulsometr. Jeszcze nie wystartowałem a tu już puls 105, co będzie dalej? Emotikon smileNo i ... start. Z deptaka w Karpaczu ruszył peleton zdobyć Śnieżkę. Po 300 metrach puls 160 - oj będzie ciężko, ale nic -kręcę dalej. Przełożenie 2-3 i idę w górę. Po kilku chwilach puls 170 i redukcja. Niech mnie wyprzedzają - obym tylko dojechał, bo przede mną jeszcze dłuuuuga droga. Peleton kręci asfaltem i po około 2,5 km niesieni dopingiem kibiców jesteśmy przy Świątyni Wang. I dopiero się zaczęło. Przełożenie 1-1, puls ponad 180, a w głowie pytanie "Czy dam radę?". No nie - muszę! Don't die, ride!
Wjeżdżam do Karkonowskiego Parku Narodowego i kręcę po kostce i kamieniach. Tu już nie ma asfaltu. Nachylenie pewnie ponad 15%. Kolejne metry uciekają. Puls 178, jest dobrze bo "rozgrzewka" za mną. Nie słabnę, więc pewnie dam radę. Może się uda nie wypinać z pedałów do samej Śnieżki? Najważniejsze dotrzeć do celu. Małe wypłaszczenie terenu, chwila oddechu i znów ostro w górę. Pot spływa po całym ciele. Oby dojechać do Strzechy Akademickiej. Po kilku kilometrach zmagań wyłania się widok punktu bufetu na trasie pod Strzechą, tylko weź tu człowieku coś zjedz, czy się napij wody, jak bufet na ostrym podjeździe i to jeszcze za zakrętem. Lepiej nie mogli go ustawić. Dostaję kawałem banana i "ładuję kalorie" kręcąc pod górę. Kolejny punkt programu to Dom Śląski - oby tam dojechać. No i wreszcie 9 km trochę z górki. Przełożenie 3-9, prędkość 47 km/h. Miała być chwila oddechu,a tu trzeba trzymać mocno kierownicę bo niemiłosiernie trzęsie. Mijam wreszcie Dom Śląski, no i ostatnia "prosta" - Śnieżka. Kręcę ile sił, znów 1-1, szkoda, ze się jeszcze nie da zredukować. Fotograf z trasy krzyczy, że za zakrętem już meta. Wreszcie. Tylko za którym zakrętem, bo mijam jeden w prawo, potem drugi w lewo. Słychać spikera. Ostatnie 50 m. Nachylenie? Chyba największe jak do tej pory. No i wreszcie niebieska linia - META! Udało się!!! Czas 1:26:45 Lepiej niż zaplanowałem.
I najważniejsze. Od startu do mety BEZ WYPINANIA Z PEDAŁÓW!!!
Było warto.
Po chwili wytchnienia pomyślałem: szkoda, że nie poprowadzili trasy czarnym szlakiem, byłoby krócej.
Tomek
Wynik OPEN 138/364, M4 25/63